Dożynki określane też jako wyżynki, obżynek, okrężne (od obrzędowego okrążania pól po żniwach), wieńcowe, wieńczyny (od najważniejszego atrybutu – wieńca dożynkowego), to największe święto gospodarskie w rolniczym kalendarzu wegetacyjnym. Termin Dożynek to czas niedługo po święcie Matki Boskiej Zielnej (15 sierpnia) w myśl przysłowia „Na Wniebowzięcie pokończone żęcie”.
Jak pisze Zygmunt Gloger z swoim dziele „Rok polski w życiu, tradycji i pieśni” – „Kiedyż się rolnik ma weselić i Bogu pokłonić i ziemi błogosławić i ludziom za pomoc podziękować, jeżeli nie wtedy, gdy pod dach swój zgromadzi owoce pracy mozolnej i zabiegów całorocznych?”.
Ten wyjątkowy w kalendarzu rolnika czas, kiedy zostały zebrane roślinne płody oraz plony zbóż (żyta, pszenicy, jęczmienia, owsa) – najważniejszych upraw na wsi, bo zapewniających codzienny chleb i produkty na posiłki do kolejnych zbiorów – wymagał odpowiedniej oprawy: dobrego końca, czyli podziękowania za zbiory i dobrego początku, który był zaklinaniem sił natury i upraszaniem Boga o obfitość w nadchodzącym roku.
Dożynki są związane z gospodarką folwarczną – wg źródeł sięgają XVI wieku. Jako takie były organizowane przez dziedziców, by podziękować żeńcom za ich pracę w polu przy żniwach: urządzając ucztę i zabawę przy muzyce na dechach. Dla mieszkańców wsi, pojmujących rzeczywistość w sposób mityczny (chociaż i nam dzisiaj, nie jest całkiem obce takie myślenie), ważny był także moment pozostawiania ostatniej kępki zboża, zwanej przepiórką, kozą, pępkiem, wiązanką, przyozdabianej w kwiaty i wstążki, która miała jak wierzono znaczenie magiczne i mógł ją ściąć wyłącznie najlepszy kośnik lub gospodarz i wręczyć gospodarzowi, który rewanżował się tzw. pępkowym, czyli poczęstunkiem. Na Podlasiu i Kurpiach ciągnięto wokół przepiórki po ściernisku kolejno wszystkie dziewczyny-żniwaczki, co nazywano „oborywaniem przepiórki”. Ostatnie kłosy były także wplatane obowiązkowo w wieniec dożynkowy, który wyplatały żniwiarki, pod kierunkiem przodownic – chodziło o połączenie „końca z początkiem”, co miało zapewnić pomyślną wegetację w nowym roku (ziarno z niego dodawano do pierwszego siewu).
Najczęściej kształt wieńca – najważniejszego atrybutu dożynek, nawiązywał do regaliów królewskich, a zwłaszcza korony, splecionych z czterech związanych w górze pałąków, lub słomianych warkoczy. Dekorowano go orzechami, jabłkami i jarzębiną lub niekiedy żywym ptakiem: kogutem, kaczką, kurczętami. Zgodnie ze zwyczajem jeden wieniec lub kilka wieńców niosły dziewczyny-przodownice, a zarazem dziewice. Zanim uformowany ze wszystkich mieszkańców wsi rozśpiewany korowód (znane są bardzo liczne pieśni dożynkowe) dotarł do dworu, najpierw udawał się do kościoła, aby wieniec poświęcić – co dodatkowo nadawało mu mocy.
Dożynki były organizowane także przez bogatszych gospodarzy lub szlachtę. W okresie międzywojennym zaczęto organizować dożynki parafialne, gminne i powiatowe. Po II wojnie światowej przybrały one także charakter ideologiczny, związany z władzą ludową. Organizowano je i w wymiarze lokalnym, gminnym i jako wydarzenie ogólnopaństwowe. Mimo tego, iż nie wszystkie elementy dawnego świętowania występują dzisiaj – dożynki są niezwykle popularnym świętem (gminnym lub powiatowym), będącym okazją do spotkania dla lokalnych społeczności: organizowane przez włodarzy dla mieszkańców – na terenach rolniczych. Od kilkudziesięciu już lat ważna jest konkursowa rywalizacja – najczęściej kół gospodyń wiejskich – na najładniejszy, najbardziej tradycyjny lub najciekawszy wieniec, z obowiązkową dziękczynną mszą świętą, zapewniającym liczne atrakcje festynem i zakończone – jak przystało na dożynki – wspólną zabawą.
Najciekawsze wieńce dożynkowe trafiają też do muzeów, reprezentując pomysłowość w ich przygotowaniu. Zdarzają się niezwykle nowatorskie i rozbudowane plastycznie formy z wykorzystaniem różnorodnych materiałów lub „komentujące” aktualne wydarzenia z ostatniego roku, będące przejawem innowacji i pomysłowości ich twórczyń. Sztuka wieńców stała się w ostatnich latach niezwykle płodna twórczo. Warto je z pewnością dokumentować, choćby na fotografiach, by został ślad tej nietrwałej dziedziny plastyki obrzędowej.
autorka wpisu: Małgorzata Jaszczołt, kustoszka w PME w Warszawie.
Grafiki ze zbiorów Archiwum PME.