Afryka w swej różnorodności oferuję huśtawkę wrażeń, na której w zależności od wyczucia i szczęścia możemy osiągnąć stan zachwytu graniczący z wzniosłością lub odwrotnie, zlecieć i połamać się dotkliwie. Taka huśtawka nastrojów spotkała mnie podczas pobytu nad afrykańskim jeziorem.
Było to dość dzikie Baringo, znajdujące się w Kenii. Zatrzymałem się tam w jednej, z dwóch tylko, lodgy dla turystów. Pogoda była wspaniała, rejsy po jeziorze okraszone karmieniem orłów, kąpiele w gejzerku i wspaniała pikantna pizza cobra, która miała ponoć moc zabijania zarazków. Strażnicy ostrzegali mnie przed hipopotamami. Mówili żeby nie chodzić samemu zbyt blisko brzegu Te majestatyczne olbrzymy moczyły się w spokojnych wodach Baringo. Na pierwszy rzut oka stworzenia sielskie i powolne. Prowadzący łódkę strażnik co rusz wskazywał pojawiające się na jeziorze bąbelki. Mówił, że to hipopotamy i musimy uważać bo są bardzo szybkie i lubią wywrócić łódkę. Unikaliśmy zatem bąbelków.
Fot. Patrick Gijsbers~commonswiki, CC BY-SA 4.0, 2008 oraz Fot. Bgag, CC BY-SA 4.0, 2018.
Przed snem, przy butelce Tuskera, dowiedziałem się, że na skutek ataku hipopotamów ginie co roku około 500 osób. Barman poradził bym nie zostawiał żadnego jedzenia w chatce ponieważ zwierzęta mogą je wyczuć i próbować wejść do środka. Już niebawem miałem się przekonać jak szybki może być hipopotam, szczególnie gdy poczuje godną strawę. Kiedy spokojnie zasypiałem, usłyszałem dźwięk rodem z horroru. Potężne tąpnięcia wielkich nóg o ziemię i dźwięk mielonej w paszczach trawy. Do tego potworny zapach wielkich cielsk. Ocierały się nieomal o ściany chatki. Szybko przebiegło mi przez myśl, czy aby na pewno nie mam żadnego jedzenia?
– Herbatniki na parapecie! – wtedy oczyma wyobraźni zobaczyłem hipopotama zajadającego te herbatniki. Myśl ta rozluźniła mnie na tyle, że przemogłem lęk i wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem trzy hipopotamy, które nagle z niesamowitą gracją odwróciły się i zaczęły biec gdzieś w mrok. Naprawdę szybko.
Rano okazało się, że zniszczyły obozowisko turystów z Danii, którzy niepomni przestróg rozpalili grilla na brzegu jeziorka. Zdążyli wskoczyć do auta i odjechać, ale namioty i stoły zostały zniszczone. Gdy poszedłem obejrzeć zgliszcza, na miejscu zastałem tylko krokodylicę prażącą się w słońcu poranka. Myślę, że wpadła na niespodziewaną (choć może jednak spodziewaną) ucztę. Piękno przyrody niosło ze sobą urok piekła. Jak to w Afryce.
W kolejnej odsłonie bloga przedstawię historię o krokodylach.
Autor: Dariusz Skonieczko, PME.