pl
Godziny otwarcia:
ND:12:00 – 18:00
PON: Zamknięte
WT: 11:00 – 19:00
ŚR: 11:00 – 19:00
CZW: 11:00 – 17:00
PT: 11:00 – 19:00
SOB: 12:00 – 18:00
ND: 12:00 – 18:00
Godziny otwarcia:
ND:12:00 – 18:00
PON: Zamknięte
WT: 11:00 – 19:00
ŚR: 11:00 – 19:00
CZW: 11:00 - 17:00
PT: 11:00 – 19:00
SOB 12:00 – 18:00
ND: 12:00 – 18:00
pl
Godziny otwarcia:
ND: 12:00 – 18:00
PON: Zamknięte
WT: 11:00 – 19:00
ŚR: 11:00 – 19:00
CZW: 11:00 – 17:00
PT: 11:00 – 19:00
SOB: 12:00 – 18:00
ND: 12:00 – 18:00
Godziny otwarcia:
ND: 12:00 – 18:00
PON: Zamknięte
WT: 11:00 – 19:00
ŚR: 11:00 – 19:00
CZW: 11:00 - 17:00
PT: 11:00 – 19:00
SOB 12:00 – 18:00
ND: 12:00 – 18:00
pl

Na czas zarazy

Dźwięki, rośliny, sacrum i wspólnota.

Zaraza, mór. Historia badań epidemiologicznych i wirusologicznych jest relatywnie krótka. Poziom wiedzy medycznej do XIX wieku nie prezentował się zbytnio okazale, a szczególnie jeśli chodzi o bakterie i wirusy wywołujące epidemie. Przez wiele stuleci łączono obecność morów i zaraz z boskimi karami, klątwami-czarami czy wojennymi strategiami najeźdźców – jak to miało miejsce w XIII wieku na terenach Królestwa Polskiego, kiedy łączono morowe powietrze z najazdami tatarskimi i rzekomym zatruwaniem przez nich ujęć wody (cytat za Aleksander Bratek Robotycki).

Burze, pożary, epidemie… dzisiaj potrafimy racjonalnie wyjaśnić ich przyczyny, ale ciągle są one groźne i trudne do ujarzmienia – jak ostatnie pożary w Australii, czy obecna pandemia Covid-19, do której zwalczenia używamy radykalnych środków epidemiologicznych. Nasi przodkowie, radzili sobie z nieznanymi zagrożeniami na różne sposoby. Gdy pojawiały się siły, których nie rozumieli, uciekali się do działań magicznych i sfery sacrum – wierząc, że przebłaganie sił boskich i sił natury pomoże ujarzmić pożar, powódź, chorobę, nie dopuści do nagłej śmierci (której się powszechnie) obawiano oraz wpłynie na dobre zbiory.

Arch. PME 498, Zielone Świątki- dekoracja samochodów w bazie, miejscowość,  Łosie, 1968 r., pow. gorlicki, woj. fot. Piotr Szacki

 

Karawaki na morowe powietrze
W wiekach XVIII i XIX, w różnych częściach Polski stawiano krzyże tzw. karawaki, zwane inaczej krzyżami cholerycznymi, z dwiema poprzecznymi belkami. Nazwa krzyża pochodzi od hiszpańskiego miasta Caravaca, gdzie przechowywano relikwiarz w tym kształcie z drzazgami ze świętego krzyża. Krzyż, jak wierzono miał chronić przed zarazami (a w historii były to: dżuma, cholera, czarna ospa, tyfus, gruźlica) anomaliami pogody, nieszczęściami i nagłymi zgonami. Od XIV w. zaczął się rozprzestrzeniać po całej Europie. Ostatnio takie krzyże w Polsce były stawiane podczas epidemii cholery pod koniec XIX w. na Kurpiach, Mazowszu Płockim, na Podlasiu. Na karawakach znajdowały się symbole, których rozwinięcie stanowiła modlitwa do św. Zachariasza, mogła być także inskrypcja „Od nagłej, niespodziewanej śmierci, zachowaj nas Panie”. Część tych krzyży w ich naturalnej scenerii można spotkać do dzisiaj.

W sytuacjach zarazy uciekano się także do świętych, z których najbardziej popularny był  w Polsce św. Roch, patron kilkudziesięciu kościołów, a także św. Sebastian, św. Antoni, św. Jodok i jedyna w tym gronie kobieta – św. Rozalia.


Arch. PME N. 1045 K. Chojnacki, 1973, Liw oraz N.3469, krzyz od zarazy, Krasnobród, fot. K. Chojnacki, 1998r

Zróbmy trochę hałasu
Do początku XX wieku przywożono jako pamiątkę z włoskiego Loreto, tzw. dzwonki loretańskie, gdzie zgodnie z apokryficznym przekazem znajduje się Domek Matki Boskiej. Zgodnie z przekonaniami mieszkańców wsi, dzwonki te pełniły funkcję zażegnywania żywiołów. Jeśli ktoś nie posiadał prawdziwego dzwonka z Loreto, wystarczyło, że jakikolwiek dzwonek był poświęcony z tą intencją, żeby mógł taką rolę pełnić. Gdy słyszano pioruny, obiegano dokoła gospodarstwo, dzwoniąc dzwonkiem jak najgłośniej, ponieważ wierzono, że dzięki temu zabiegowi piorun nie uderzy w budynki gospodarcze, że odstraszy on płanetników, inaczej zwanych chmurnikami, którzy odpowiadają za sprowadzanie chmur burzowych, a którzy jak myślano panicznie boją się dźwięku dzwonka. Wierzono, że dźwięk i wibracje wyznaczają święty krąg, którego nie mogą przekroczyć złe moce. Dzwonek tracił jednak swoją skuteczność, kiedy dzwoniąc ogłoszono nim czyjąś śmierć lub dzwoniono podczas pogrzebu. Dzwoneczki loretańskie obok święconej wody, ziół, gromnicy i świętych obrazów – znajdowały się obowiązkowo w każdym gospodarstwie jako tzw. apotropejony, czyli środki ochronne, pełniące określone funkcje zabezpieczające. Wymieńmy kilka: gromnica towarzyszyła umierającym – wystawiano ją w oknach, by odgonić burzę i ochronić dom przed uderzeniem pioruna; święconą wodą jako uniwersalnym zabezpieczeniem wypełniano domowe kropielniczki, by po przekroczeniu progu móc wykonać znak krzyża, a święte obrazy były ucieleśnieniem sacrum w sferze domowej – modlono się do wizerunków Matki Boskiej, Chrystusa i świętych.


Dzwonek loretański, PME 33518,1 oraz PME 33518,2 Fot. Edward Koprowski

W wielu kościołach najmniejszy dzwon, przeznaczano jako dzwon burzowy, opatrując go inskrypcją: Fulgura frango – „Pioruny rozłamuję”, ale kiedy władze kościelne wprowadziły pod koniec XIX w. zakaz stosowania tej „metody” odpędzania burzy, zaczęto wznosić specjalne dzwonnice, których głos wzywał do odmawiania modlitwy na „Anioł Pański” oraz na codzienne nabożeństwa majowe i różańcowe. Dla społeczności był on znakiem Bożej opieki, a także informował o pożarze, wzywając równocześnie do jego gaszenia. Dzwonki, kołatki i obrzędowy hałas w wielu kulturach pełniły rolę odganiana złych mocy, złych duchów, zimy i żywiołów. Dzwony obwieszczają dobre nowiny, ale i biją na trwogę, bo dzwon to moc.

Roślinne baty na ciemne moce
Nie znając niegdyś źródła różnych nieszczęść, przypisywano je złym siłom, które jak wierzono istniały na świecie pod postacią diabła, czarów, nieprzewidzianych wydarzeń. Bano się gniewu bożego i złych uroków, rzucanych przez innych ludzi. W celach zabezpieczenia domostwa przed wszelkimi nieszczęściami, używano różnorodnych roślin, wierząc w ich wyjątkowe właściwości. Święcone w Niedzielę Palmową palmy zatykano po powrocie z kościoła za święte obrazy, a wykonane z nich krzyżyki. przybijano nad drzwiami wejściowymi, by strzegły domu przed wszelkim złem. Złe moce miały też odstraszać zawieszane na drzwiach wianki i stroiki wykonane w okresie Wielkanocnym z bukszpanu, symbolu nieustannego odradzania się natury. Podczas Zielonych Świątek z kolei majono ściany domów i płotów młodymi najczęściej brzozowymi gałązkami, wierząc, że młoda zieleń i ich życiodajna moc ochronią od wszelkiego zła, zarazy, czarów, odwróci urok. Ponadto palono w tym czasie na polach i pastwiskach ogniska, którym towarzyszyły uczty z jajecznicą, wódką i kiełbasą. Spożywane podczas takich uczt jajka miały zabezpieczać przed czarami i czarownicami.


Arch. PME N. 386_4 Wianek święcony na Boże Ciało, fot. Czarnecki, Gostwica 19 oraz Arch. PME 498, Umajona chałupa, Łosie, 1968 r., pow. gorlicki, woj. fot. Piotr Szacki

Z kolei obrywane z przystrojonych na Boże Ciało ołtarzy gałązki miały płoszyć czarownice i uniemożliwiać ich praktyki (np. odbieranie krowom mleka). Święcone zaś w oktawę Bożego Ciała wianuszki zawierające gałązki lipy, macierzanka, rozchodnik, zawieszano nad drzwiami wejściowymi lub świętymi obrazami, by ochraniały dom przed pożarem, burzą, uderzeniem pioruna, złym urokiem i czarownicami. Magiczne właściwości przypisywano też drzewom, np. wierzono, że dzięki lipie można unieszkodliwić demony, a oparcie się o pień dębu wiosną daje zdrowie. Czarny bez, często sadzony w obejściach, pod domami i innymi budynkami gospodarczymi, uznawany był jako siedlisko złych mocy, demonów, duchów zmarłych. Pełnił rolę demonicznej moskitiery, broniąc domostwa przed nieproszonymi gośćmi, by „złe” nie zakradło się do domu.

Chorobom i zarazom nadawano nazwy eufemiczne: „kuma”, „ciotka”, „matka”, obłaskawiano je mówiąc o nich „dobra”. Kolejnym przejawem myślenia magicznego były zabiegi zmylenia. Malowanie twarzy na czarno czy oszukiwanie – np.  informując chorobę, że „nikogo nie ma w domu” napisem na płocie czy drzwiach, wystraszanie strzałami z broni i hałasem, wypędzanie dymem, przeganianie słowem „a kysz”. Jeśli te wszystkie sposoby nie skutkowały, oczywiście próbowano przed nią uciec, a kiedy i to nie było to możliwe, stosowano różnego rodzaju zabezpieczenia: od modlitwy i kolejnych zabiegów magicznych po obserwacje sytuacji i ziołolecznictwo. Pito wywary z korzenia biedrzeńca i innych bardzo goryczkowatych wywarów. W pewnym momencie popularność zyskał czosnek, nie tylko jako spożywane lekarstwo, ale również jako przedmiot odpędzający zarazę – jego warkocze wieszano w tym celu w domostwach. (cytat za Aleksander Bratek Robotycki).

Nowe obserwacje
Dzisiejszej epidemii nie obłaskawiamy za pomocą dawnych środków, poddajemy się racjonalnym sposobom mającym zastopować rozprzestrzenianie się koronawirusa. Jako antropolodzy kultury jesteśmy ciekawi, nie tylko jakie cudowne metody pojawią się jako remedium na covid-19. Część społeczeństwa nadal bowiem ulega myśleniu „magicznemu”, a w internecie pojawiły się już w sprzedaży ochronne talizmany i lecznicze zioła. Wzmogły się również ruchy modlitewne, najczęściej w formule online. Sprawcza siła tych metod zawsze polegała na wierze u osób je stosujących, stymulując pozytywne nastawienie. Dla antropologów i etnografów wyjątkowo interesującym zjawiskiem do obserwacji i zbadania będzie natomiast „nowa wspólnotowość”, „nowa solidarność” i „nowa lokalność”, których zaczątki tworzą się w kryzysowej sytuacji będącej udziałem nas wszystkich.

 

Autorka: Małgorzata Jaszczołt