23 stycznia obchodzony jest w Polsce Dzień bez Torby Foliowej, a jego odpowiednik Międzynarodowy Dzień bez Toreb Foliowych przypada 3 lipca.
To świeckie święto pro-ekologiczne, którego celem jest popularyzacja używania innych rodzajów opakowań, niż długo rozkładające się torebki foliowe, które są bardzo wygodne, zajmują mało miejsca, są powszechnie dostępne, wygodne, tanie, utrzymują dłużej świeżość żywności, ale nie służą ekosystemowi na naszej planecie, są zagrożeniem dla zwierząt, a do ich produkcji używa się pochodnych ropy naftowej.
Dzisiaj trudno sobie wyobrazić zrobienie zakupów choćby bez kilku plastikowych woreczków i torebek, ale wiele z nas jeszcze pamięta czasy kiedy ich nie było. Zakupy były pakowane wyłącznie do torebek papierowych albo zawijane w papier, nosiło się torby „z siatki” albo różne torebki wielorazowego użytku: płócienne lub z innych materiałów. I nawet jeśli te tworzywa z których szyto siatki nie zawsze były pochodzenia naturalnego to były one wielorazowego użytku i wielokrotnie używane. Ostatnio stały się modne siatki z oczek wiązane różnymi splotami wykonywane techniką makramy, szydełkiem lub nawet na drutach. Od wielu już lat goszczą torby lniane i płócienne, traktowane często jako reklamówki instytucji, wydarzeń albo posiadające po prostu zaprojektowane różnorodne nadruki. Lubimy je dostawać, ponieważ są często traktowane jako gifty. Do ich produkcji używa się z kolei dużo wody – czy więc złotego środka nie ma…?
A jak radzili sobie z transportem produktów nasi przodkowie ?
Na wsi do przechowywania, przenoszenia i przewożenia różnych produktów najczęściej służyły kosze lub do większej ilości zboża, warzyw lub mąki worki konopne albo lniane. Kosze, koszyki, koszyczki, dzbanki, opałki i koszałki występowały w wielu odmianach, o różnych kształtach i fakturach, ponieważ wykonywano je z przeróżnych materiałów: najbardziej popularnej wikliny, kiedyś popularnej słomy, korzeni sosny, dartki leszczynowej lub innych tzw. wici roślinnych, np. rogożyny, czyli pałki wodnej.
Kosze używano oraz różnej wielkości tzw. naczynia zasobowe były używane na wsi do wszystkiego. Były w zasadzie wszędzie: w domu – w komorze trzymano w nich produkty roślinne: warzywa: ziemniaki, buraki, marchew, pietruszkę, jabłka; mniejszą ilość zbóż, które na bieżąco mielono w żarnach na chleb oraz sery. W spichlerzu w wielkich słomianych naczyniach zasobowych trzymano zboża. Koszyki służyły przy obieraniu warzyw na obierki. Można było w nich przynieść drewno do rozpalenia pieca – służyły do domowego transportu ze spichlerza, kurnika czy stodoły. Przydawały się również w polu m. in. do sadzenia i zbierania warzyw okopowych: ziemniaków i buraków. W sadach zbierano do koszy śliwki, jabłka i gruszki, a w lesie jagody i grzyby. W koszach sadzano kury, gęsi, kaczki tzw. nioski, by wysiadywały jajka, z których wykluwały się młode. Kosze służyły też jako miara wagi – były tzw. ćwiartówki lub ćwiartki, mogące pomieścić ćwierć metra, tj. 25 kg (wg stosowanej na wsi miary – zgodnie z którą 1 m = 100 kg) oraz półćwiartki, czy półćwiartówki, w których mieściło się 1/8 metra. Towar który gospodynie nosiły na targ lub wożono na wozach, pakowany był także w kosze: ser, jajka, uprzędzona wełna, bele lnu albo zioła. Kosze tzw. opałki, podwieszane u powały służyły także jako kołyski dla niemowląt. Koszyczki, a kiedyś całkiem sporych rozmiarów kosze służyły także do celów sakralnych – święcono w nich święconkę na Wielkanoc. Do dzisiaj koszyczki występują w takim charakterze, nie mając żadnej konkurencji. Pewną rolę odgrywa tu tradycja, ale nie bez znaczenia jest także utylitarny charakter koszyka, który wydaje się być idealny do tej roli – pojemnika do przechowywania przenoszonego z domu do kościoła i z powrotem.
Podobnie niezmienne, lecz w sferze codzienności – jest stosowanie łubianek do zbierania i transportu truskawek, i trudno sobie wyobrazić, by truskawki czy to na targu, czy nawet w supermarkecie mogły pojawić się w innym opakowaniu niż tradycyjna łubianka wykonana z cienkich dartych taśm jasnego drewna osikowego lub topolowego. Przy innych produktach koszyki nie są obligatoryjne, ale niekiedy zdarza się, że sprzedawcy oferują towar w koszykach. Najczęściej w taki sposób sprzedawane są „jajka z koszyka”, z pewnością po to, by przywołać dawne targi i zasugerować „wiejskość” prawdziwych jajek od kur z wolnego wybiegu, (co nie zawsze jest prawdą) od tych fermowych. Ogromne kosze wiklinowe lub z dartki zdarzają się także na stanowiskach z pieczywem. Rzadko z koszy jako pojemników zakupowych korzystają miejscy klienci, a wyjątek stanowią kosze rowerowe. Popularne są w ostatnich latach kosze podarunkowe, najczęściej ze słodyczami i zawsze w prawdziwym koszu”. Kosze pojawiają się także na piknikach, bo w tej sytuacji sprawdzają się niezawodnie.
Plecionkarstwo jest jedną z najstarszych dziedzin technologicznego przetwórstwa surowców naturalnych. Najdłużej ze wszystkich innych dziedzin utrzymywało się jako element samowystarczalnej gospodarki chłopskiej. Jeszcze do dzisiaj niekiedy zdarza się, że ludzie starsi wykonują koszyki na własne potrzeby, wyplatane z dziko rosnącej wierzby koszykarskiej. Dzisiaj, przy zmechanizowanym gospodarowaniu nie potrzeba tyle ile kiedyś, ale koszyki bywają niezastępowalne. Umiejętność wyplatania kosza kabłącoka z Lucimi została wpisana na listę krajową Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.
Swoją popularność koszyki zawdzięczają właściwościom: lekkości, przewiewności, elastyczności, wytrzymałości oraz łatwemu dostępowi surowca i prostym technikom wytwórczości. Dzisiaj plecionkarstwo nadal utrzymuje się w wielu regionach jako dziedzina rzemiosła. Kiedyś, ze względu na łatwy do pozyskania surowiec i praktycznie brak warsztatu (w sensie posiadania narzędzi, jak np. przy kowalstwie czy garncarstwie) trudniła się tym zajęciem najuboższa ludność. Dzisiaj niektórzy plecionkarze stają się artystami w swojej dziedzinie. Są plecionkarze, który nie produkują koszy seryjnie, a nadają im indywidualny rys, dodając kolorowe wikliny, eksperymentując z kształtami i fakturami… także po to by zachęcić potencjalnych odbiorców. Zakup koszyka, lub innego naczynia plecionego to także nasze wsparcie dla wytwórców – plecionkarzy, dla których to zajęcie jest ważne jako wytwórczość, praca z surowcem, który im się poddaje i który lubią, bo w ich rękach prosty surowiec jakim jest wiklina, słoma czy korzeń staje się wypracowanym przedmiotem, naznaczonym ich dotykiem. Kiedyś zapotrzebowanie na koszyki było na wsi bardzo duże, ale używano ich także w miastach. Dzisiaj i dla celów estetycznych i ciągle tych utylitarnych możemy znaleźć wiele zastosowań dla zwykłych koszy: i w domu i na ulicę. Są modele koszyków-torebek z miękkiego materiału jakim jest rogożyna, podszywane materiałem, łączone z innymi surowcami, np. skórą. To ciekawa alternatywa dla torebek, zwłaszcza na lato. Wiele inspiracji można znaleźć na stronie Stowarzyszenia Serfenta, które jako jedyne w Polsce zajmuje się promocją plecionkarstwa i prezentuje nowe zastosowania starych koszyków. Skala możliwości, które dają wici roślinne jest ogromna.
W zbiorach Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie znajduje się kilkadziesiąt koszy, koszyków, koszyczków oraz naczyń zasobowych – takich, które mają swoją historię, które służyły gospodyniom i gospodarzom i takich które zostały kupione jako nowe bezpośrednio od plecionkarzy z warsztatu lub na targu, stanowiąc przykłady wyrobów z określonego surowca, wykonanych określoną techniką i o określonej funkcji. Na wystawie „Porządek rzeczy. Magazyn Piotra B. Szackiego” są kosze z wikliny, korzenia sosny, słomy, rogożyny i dartki. Jest duży asortyment koszy do transportowania towarów na targ – dzisiaj moglibyśmy je określić jako kosze zakupowe, są koszyczki do święcenia, kosze do celów gospodarskich i dzbanki na jagody, są kosze do chleba, kosze-kołyski i kosze-siewnice do ziarna, płaskie kosze z rogożyny w których dzieci nosiły zeszyty i książki do szkoły.
Poszukajmy koszy na targach i sklepach z tradycją. Są takie, niekiedy w zaskakujących miejscach, jak stoisko w warszawskiej Hali Mirowskiej, czy sklep Siostry Plotą na warszawskiej Pradze. Kosze znaleźć można na każdym tradycyjnym targu, czy jarmarku i u licznych ciągle plecionkarzy rozsianych po całej Polsce. W dniu bez torby foliowej weźmy w rękę koszyk, zamieńmy plastikową tackę na plecionkę. Koszyk jeśli już się zniszczy ulegnie dużo szybszej biodegradacji. Zróbmy coś dla planety i dla siebie.
Autorka: Małgorzata Jaszczołt, Kuratorium Etnograficzne PME
Źródła informacji:
Strona niematerialne.nid.pl, akrtykuł
Strona serfenta.pl
Strona siostrypolota.pl
Strona wikosz.pl