pl
Godziny otwarcia:
SOB: 12:00 – 18:00
PON: Zamknięte
WT: 11:00 – 19:00
ŚR: 11:00 – 19:00
CZW: 11:00 – 17:00
PT: 11:00 - 19:00
SOB: 12:00 – 18:00
ND: 12:00 – 18:00
Godziny otwarcia:
SOB 12:00 – 18:00
PON: Zamknięte
WT: 11:00 – 19:00
ŚR: 11:00 – 19:00
CZW: 11:00 - 17:00
PT: 11:00 - 19:00
SOB 12:00 – 18:00
ND: 12:00 – 18:00
pl
Godziny otwarcia:
SOB: 12:00 – 18:00
PON: Zamknięte
WT: 11:00 – 19:00
ŚR: 11:00 – 19:00
CZW: 11:00 – 17:00
PT: 11:00 - 19:00
SOB: 12:00 – 18:00
ND: 12:00 – 18:00
Godziny otwarcia:
SOB 12:00 – 18:00
PON: Zamknięte
WT: 11:00 – 19:00
ŚR: 11:00 – 19:00
CZW: 11:00 - 17:00
PT: 11:00 - 19:00
SOB 12:00 – 18:00
ND: 12:00 – 18:00
pl

Kult(ur)owe oblicza garnituru

Adolf Loos, autor głośnego eseju „Ornament i zbrodnia”, uważał garnitur za dobry przykład nowoczesnego projektowania, bez zbędnych ozdób czy dekoracji, ale z odpowiednią liczbą i rozmieszczeniem kieszeni, ciemny, wielofunkcyjny. Starannie zaprojektowany i wykonany garnitur sprawia, że wygląda się w nim korzystnie, nawet atrakcyjnie. Chodzi przede wszystkim o proporcje ciała, które można świetnie skorygować za pomocą całej palety krawieckich możliwości. Większość z nas nie zdaje sobie z tego sprawy, a liczą się detale: szerokość wyłogów, wysokość zapięcia, ilość guzików i ich rozmieszczenie, szerokość patek przy kieszeniach, kąt nachylenia kieszeni, ich wielkość (jeśli są naszywane), to w jaki sposób u dołu rozchodzą się poły marynarki. Do tego dochodzi długość i szerokość spodni, linia kantu. To wszystko ma znaczenie i może działać na korzyść noszącego. Dodajmy jeszcze paletę barw i wzorów tkanin, z jakich garnitur można odszyć. Od razu rodzi się pytanie o przewodnika, który pomógłby zorientować się w tym gąszczu możliwości. Są oczywiście styliści, blogerzy, sprzedawcy. Z pewnością można szukać u nich informacji. Najlepiej jednak posłuchać doświadczonego krawca. Wciąż jest ich wielu, także w polskim miastach – Poznaniu, Warszawie czy Krakowie. Najsłynniejsi jednak działają na Savile Row w Londynie.

Fot. Anna Grunwald

Historycznie i miarowo

Zanim ten zakątek Londynu stał się znany z ekskluzywnego krawiectwa, był miejscem w którym po prostu warto było bywać. Ton nadany przez Richarda Boyle’a, pierwszego Earla Burlington został podchwycony przez innych arystokratów bywający w Londynie. Już na przełomie XVIII i XIX wieku posiadłości wokół Savile Row gościły salonowców pokroju Beau Brummela. To zaś przyciągało w te „męskie” okolice szewców, golarzy, sprzedawców koszul, butów, a nawet win. Potrzebni byli również krawcy, którzy umieliby obsługiwać taką wymagającą klientelę. Ważny bowiem był nie tylko najlepszy produkt, ale i dyskretna, szybka obsługa. Pomogło w tym na pewno wymyślenie powszechnie dziś używanego centymetra krawieckiego, czyli miary umieszczonej na taśmie. Firmy wyspecjalizowały się również w wąskich zakresach. Huntsman, na przykład, robił najlepsze marynarki do polowania, a Henry Poole celował w obsłudze klientów, dla który szył rzeczy codziennego użytku. Właśnie tam, począwszy od 1866 roku, ubierał się syn królowej Wiktorii i księcia Alberta, późniejszy Edward VII. W procesie kształtowania się dzisiejszego oblicza krawieckiego zakątka Londynu ogromne znaczenie miały właśnie takie postacie, jak Edward VII, których gust i wymagania pomogły wykreować to, co dziś kojarzymy jako english look. Jedną z najważniejszych dwudziestowiecznych ikon tego stylu był Edward VIII, nigdy niekoronowany monarcha, który ubierał się u tego samego krawca przez 40 lat. Stanowił idealny przykład męskiej elegancji. W połowie XX wieku, w Anderson & Sheppard garnitury (i nie tylko) zamawiali w Londynie również ludzie show-businessu jak Cary Grant czy Fred Astaire.

Dziś „wielką piątkę” Savile Row stanowią: Anderson & Sheppard, Dege & Skinner, Gieves & Hawkes, Henry Poole oraz Huntsman. Wszystkie te firmy liczą sobie ponad 100 lat i są chlubą nie tylko w kategorii tradycji i historii brytyjskiej kultury, ale również znakomitych technik krawiecki. Warto przypomnieć, że znany właśnie ze swojego krawieckiego talentu Alexander McQueen terminował u dwóch z wymienionych wyżej firm. Do historii przeszła anegdota, według której niepokorny projektant pod podszewką marynarki szytej dla księcia Karola umieścił obraźliwy rysunek. Po opublikowaniu tej informacji firma sprawdziła tę marynarkę i zaprzeczyła, by coś takiego miało miejsce. Choć wątpliwości pozostały. Dyskrecja i dbanie o dobro klienta pozostaje jednak na pierwszym miejscu.

Szukając bezpośrednich przodków dzisiejszego garnituru, najlepiej cofnąć się do końca XVII wieku. To wtedy, spopularyzowały się także w ubiorze dworskim trzyczęściowe zestawy w podobnym/ uzupełniającym się kolorze, tworzące spójną całość. Odpowiednikiem marynarki był justaucorps (spolszczona nazwa to szustokor) wywodzący się z ubioru wojskowego. Sięgał on kolan, posiadał długie rękawy z ogromnymi mankietami. Przód zdobiły hafty i guziki. Pod spodem znajdowała się kamizelka, która jeszcze wówczas nie była typową kamizelką, gdyż miała rękawy i długość zbliżoną do szustokoru. Trzecim elementem były sięgające za kolana spodnie. W przeciągu następnego stulecia zestaw ten przeszedł ewolucję, która polegała przede wszystkim na pozbawieniu kamizelki rękawów, skróceniu jej i zmniejszeniu jej obszerności. Bliżej ciała krojony był również wierzchni ubiór, który przestał być w ten sposób szustokorem. Zmiany te nie dotyczyły tylko ubioru, ale i stylu życia. Dworzanina zastępować zacznie obywatel. Na lidera w dziedzinie mody męskiej wysunie się Anglia, która w przeciwieństwie do Francji, przeżyła rewolucję ustrojową wiek wcześniej. To tamtejsza arystokracja, a nie dwór w Wersalu ustalać będzie zasady. Pomagać w tym będą właśnie krawcy z Savile Row. Naśladowcom pozostanie znajdujące się niemal tuż obok centrum zakupowe, rozciągające się wzdłuż Regent Street. Rzecz jasna można było tam znaleźć rozmaite męskie ubiory, ale z nich wszystkich to garnitur wyjdzie na prowadzenie. Przede wszystkim dzięki napływającym masowo do miasta specjalistom średniego szczebla, urzędnikom. Potrzebowali oni uniwersalnego, nierzucającego się w oczy, a jednak eleganckiego ubioru, który mógłby służyć także poza pracą. Garnitur świetnie sią do tego nadawał. Produkcja przemysłowa i domy towarowe zdecydowanie ułatwiły spopularyzowanie się garnituru. Reszty dopełniły zmiany jakie zaszły po I wojnie światowej. Żakiety czy surduty niemal zupełnie zniknęły z ulic, a fraki czy smokingi pozostaną na szczególne okazje lub będą noszone w wąskich kręgach. Kiedy zaś spojrzymy na zdjęcia ulic z latach 50. XX wieku z łatwością zobaczymy, że dominują na nich mężczyźni w garniturach. Kolory ubrań może i były różne, ale dominowały zgaszone barwy – szarości, granaty, brązy. W sezonie letnim paleta się rozjaśniała. Nie zmieniało jednak odbioru garniturów jako rodzaju uniformu maskującego osobowość, ubioru dla średniaków, uosobienie życiowej rutyny.

Zbiory PME

Ekstrawagancko

W taki właśnie sposób widziało swoich ojców młode pokolenie mężczyzn, niedoświadczonych wojną. Swoją odrębność, buntownicze nastawienie do świata, część z nich komunikowała wybierając styl nowych idolów pokroju Jamesa Deana czy Elvisa Presleya zdecydowanie odrzucających garnitur. Inni, jak angielscy „teddy boys”, zmieniali odbiór i znaczenie garnituru nosząc go bez dbania o właściwy rozmiar czy jakość. Pokazywali w ten sposób lekceważenie obowiązujących społecznych zasad. A był to dopiero przedsmak tego, co miało nadejść. Kolejne dekady przyniosły bowiem ogromne zmiany nie tyle w męskiej modzie, ile w samym postrzeganiu i rozumieniu męskości. Nowymi ideałami szybko okazali się chłopcy z Liverpoolu, czyli John Lennon, Paul McCartney, George Harrison i Ringo Starr.  Co ciekawe, The Beatles na początku swojej muzycznej kariery wyglądali identycznie w swoich garniturach bez kołnierza i bez stójki. Pojawili się w nich w grudniu 1962 roku. Ich projektantem był Dougie Millings z Old Compton Street, czyli z serca Soho, nie z ekskluzywnego Savile Row. Poza tym sama nazwa tego kroju marynarki – Nehru, pochodzącego od nazwiska noszącego ją przez premiera Indii, Jawaharlala Nehru, pokazywała odwrót od lokalnej, angielskiej tradycji. Ponadto na okładce płyty Abbey Road wydanej kilka lat później, już tylko trzej z czworga Beatelsów ubrani są w garnitury; z czego i tak każdy z nich jest inny. Idący zaś jako ostatni George Harrison nosi zestaw dżinsowy, zrywając w ten sposób z uniformizacją. Lata 1963-1973 są nazywane czasem mężczyzn-pawi, strojących się także w historyczne żaboty czy kokardy, a nawet i takich, którzy ubrania wybierali w działach damskich. Do tej artystycznej bohemy może zaliczyć przede wszystkim Roda Stewarda, Micka Jaggera, Davida Bowie, Freddiego Mercury’ego, Eltona Johna czy słynnego wówczas fotografa, Particka Lichfielda. Najmodniejszym miejscem była Carnaby Street w Londynie, niemal lustrzane odbicie Savile Row.

Choć i tam następowały zmiany. Nowe pokolenie krawców niemal dosłownie przeprowadziło szturm na uznanych, ale powściągliwych klasyków. Tę świeżą krew reprezentowali przede wszystkim Tommy Nutter oraz Rupert Lycett Green. Nie uchroniło to jednak klasyki od poważnego kryzysu. Podkopali ją buntownicy naśladujący postawy punków czy hippisów, odrzucających cały system, w ich oczach uosabiany właśnie przez garnitur. Z drugiej strony byli ci, którzy zainteresowani byli elegancją, wręcz ekskluzywnością, ale na pewno nie w tradycyjnym wydaniu. Szukali oni nowych form wyrażania siebie bez odwoływania się do obwiązującego kanonu męskości. Wydawało się, że garnitur przepadnie na dobre.

Fotografia dwóch mężczyzn na ulicach Warszawy, lata 40. XX., Archiwum PME

A jednak, dekadę później, w kulturze amerykańskiej pojawili się yuppies, młodzi, rzutcy mężczyźni starający się zarobić jak największe pieniądze i korzystać z nich dla swojej przyjemności. Również po to, by wzbudzać pożądanie i zazdrość innych. Najlepiej modą z Europy. Szczytem marzeń szybko stały się miękkie, ale eleganckie garnitury od Armaniego. Ogromne zainteresowanie tym włoskim projektantem przyniósł film American Gigolo (1980), gdzie grający rolę Juliana Kaye’a  Richard Gere nosił właśnie ubrania tej marki. Sam Giorgio Armani wkrótce pojawił się na okładce Time’a. Sukces był zupełny. Liczyło się wszystko, co najlepsze – samochód, zegarek, garnitur. To były wyznaczniki statusu, które wskazywały wartość i potencjał jako ewentualnego biznesowego partnera. Garnitury stały się zabawą, ekstrawagancją i na tę chwilę straciły swój wcześniejszy, „urzędniczy” charakter. Wszelkie wątpliwości w tym zakresie rozwiewali Policjanci z Miami (Miami Vice) – „Sonny” Crockett i „Rico” Tubbs. Ten pierwszy grany przez Dona Jonsona nosił jasne, sportowe garnitury nie z koszulą i krawatem, ale z podkoszulkiem bez rękawów, często w wyrazistym kolorze. Jego policyjny partner wybierał zdecydowanie bardziej eleganckie zestawy. Obaj jednak wyglądali atrakcyjnie i stylowo na tyle, że ich wygląd z chętnie naśladowano.

Co ciekawe, istnieje również grupa mężczyzn, która właśnie garnitur, wyszukany w kolorze i stylu wykorzystywała do wypowiedzenia swego buntu. To Sapeurs, których określenie pochodzi od słowa sape będącego skrótem od Société des Ambiançeurs et des Personnes Élégantes (Stowarzyszenia Ambitnych i Eleganckich Osób). Początki zjawiska można znaleźć już w I połowie XX wieku, w Brazzaville i Kinszasie, kongijskich miastach leżących naprzeciw siebie. Po wojnie, w latach 50. XX w. „Nie wszyscy chcieli się podporządkować nakazowi odzieżowej izolacji od Zachodu. Wielu młodych Kongijczyków uznało, że chęć posiadania zachodnich ubrań nie jest oznaką słabości ani wyrazem sentymentu do kultury najeźdźców, a tym samym zdradą narodową. Noszenie garnituru stało się dla nich sposobem zachowania modowej ciągłości między epoką kolonialną i postkolonialną oraz manifestacją odrodzonej, narodowej pewności siebie. Nowe pokolenie Kongijczyków nie chciało bowiem po prostu ubierać się jak biali, ale „ich” ubranie uczynić własnym, przywłaszczyć sobie do niego prawo.” pisze Karolina Sulej w tekście „Czarny dandyzm, czyli dlaczego Django wygląda świetnie w koronkach” i dodaje, że „to, co na Zachodzie jest atrybutem konserwatywnego burżuja, w Kongo stało się atrybutem biedaka-rewolucjonisty.” Paradoksalnie sapeurs po 2000 roku znów wrócili do kultury Zachodu, inspirując kolejne pokolenie projektantów, czyniąc dandyzm niezmiennie fascynującym zjawiskiem.

Fot. Anna Grunwald

W czerni i nie tylko

Żyjący na przełomie XV i XVI wieku Baldassare Castiglione napisał na dworze w Urbino swoje największe dzieło zatytułowane Il Cortegiano, czyli Dworzanin (1518). Był to rodzaj poradnika mówiącego o tym, jak funkcjonować na książęcym dworze. Pojawiły się tam między innymi zagadnienia dotyczące kolorów, jakie powinno się wybierać decydując się na dworską karierę. W obliczu zmieniającej się w tym czasie mody, nierzadko pełnej ekstrawagancji, Castiglione radzi postawić na czerń, czy w ogóle stonowane kolory, które być może nie kojarzą się z energią młodych ludzi, ale gwarantują łaskawsze postrzeganie, poważniejsze traktowania i ostatecznie łatwiejszy sukces. Czerń będzie pojawiać się wielokrotnie w dworskim ubiorze męskim. Wręcz panować będzie na dworze hiszpańskim czy francuskim. Zostanie chętnie przyjęta również przez protestancką Holandię. I rzeczywiście w modzie męskiej do dziś czerń jest uważana za elegancką i poważną. Stąd też często pojawia się na ślubach i pogrzebach. Jednocześnie czerń garnituru wraz z bielą koszuli może być uniformem maskującym oznaki osobowości. Stąd taki zestaw, wzmocniony czernią krawatu, jest ubiorem mających nie przyciągać uwagi bodyguards czy agentów.  W taki też sposób tych swego rodzaju urzędników pokazuje kino i telewizja. Paradoksalnie jednak taki ubiór, w dzisiejszej rzeczywistości, wyzbywającej się zasad związanych z ubiorem w publicznej przestrzeni, szybko przyciąga uwagę.

Najlepszym tego przykładem, kwintesencją wręcz powtarzalności urzędnika, nie tylko ubranego tak samo, ale i wyglądającego identycznie jest bohater serii filmów Matrix, Agent Smith grany przez Hugo Weavinga. W trzeciej części, Matrix: Rewolucje (2003), Wybraniec – Neo grany przez Keanu Reeves walczy z Agentem Smithem, czemu przygląda się cała armia Smith’ów. Identyczny ubiór ścigających odstępstwa agentów przeciwstawiony jest zindywidualizowanym kostiumom głównych bohaterów – Neo,  Trinity czy Morfeuszowi. Czarny garnitur z białą koszulą i czarnym krawatem nie zmienia swojego znaczenia, nawet gdy postacie zmieniają się z negatywnych na pozytywnych. Tacy są właśnie Faceci w czerni (Men in Black, 1997), a w zasadzie Agenci J i K (Will Smith i Tommy Lee Jones) walczący z kosmitami próbującymi zniszczyć swoimi wybrykami ziemski spokój. Indywidualizm dwóch głównych bohaterów zaznaczony jest tylko przez detale w postaci nieznacznie różnych par ciemnych okularów (nota bene maskujących tożsamość).

Są też tacy urzędnicy/ agenci, którzy ubierają się na Savile Row i niekoniecznie wybierają czerń. Właśnie w jednej z londyńskich pracowni, za lustrem znajduje się przejście do siedziby super tajnej organizacji. Jej członkowie to walczący ze złem Kingsman (Kingsman. The Secret Service, 2014). Jednym z najważniejszych elementów wyposażenia (poza bronią) jest eleganckie ubranie. Colin Firth grający Harry’ego Harta vel Galahada niemal nie rozstaje się z klasycznym, dwurzędowym garniturem uzupełnionym białą koszulą, krawatem, poszetką, szelkami, parasolem i butami typu oxford. Popularność filmu była tak duża, że wypuszczono na rynek serię ubrań Kingsman. Za jej przygotowanie odpowiedzialni byli projektantka kostiumów  Arianne Phillips oraz MrPorter.com – sklep internetowy z ekskluzywną odzieżą męską. Wszystko oczywiście utrzymane w angielskim stylu. Film znalazł kontynuację w  Kingsman: The Golden Circle (2017), a jesień 2020 zapowiadana jest kolejna cześć, The King’s Man. Można więc pomyśleć, że doskonale ubrany angielski gentelman wciąż ma się dobrze. Ale rzeczywistości nie da się tak łatwo oszukać, jak wspomina w swoim artykule Michał Zaczyński. Otóż sprzedaż garniturów od lat spada i to systematycznie. Wystarczy wspomnieć Steve’a Jobsa w jego czarnym golfie, czy Marka Zuckerberga w szarym T-shirt’cie, żeby zrozumieć, że nawet ogromny sukces finansowy można odnieść nie nosząc garnituru. Poza tym, choć garnitur wydaje się być ubiorem uniwersalnym i ponad podziałami, to świat temu zaprzecza. Widać dziś wyraźnie, że to ubiór zachodniego mężczyzny, powiązany z myśleniem o kulturowej dominacji. Choć oczywiście w świecie międzynarodowych, czy lepiej, ponadnarodowych, korporacji wciąż stanowi rodzaj uniformu i to takiego, który obowiązuje obie płcie.

Obraz Magdaleny Shummer „Larry Hagmann” (1984)

Kobieco

W tym kontekście warto wspomnieć tegoroczny hit, Men in Black International. Otóż wśród Facetów w czerni pojawiają się również kobiety i to na równych prawach. Pierwszą z nich, jest głowa MIB w Stanach Zjednoczonych, Agentka O, grana przez Emmę Thompson. Jako przedstawicielka pionu zarządzania nosi nieco inny uniform składający się z wysoko zapinanej marynarki niewymagającej krawata oraz spódnicy. Jednak początkująca Agentka M (Tessa Thompson) podporządkowuje się obowiązkowi noszenia garnituru ze spodniami, białą koszulą i czarnym krawatem. Jedyne odstępstwo polega na odmiennym kroju marynarki, o długich wyłogach, dwurzędowej, zapinanej na jeden guziki. Partneruje jej Chris Hemsworth jako czołowy agent MIB w Anglii. Wszyscy stylowo ubrani przez bardzo brytyjskiego projektanta, Paula Smitha.

Kobiecy kostium kształtował się, rzecz jasna, w oparciu o męski strój. Na początku XVII wieku odpowiednie zestawy, czyli garnitury, pojawiły się w ubiorach kobiecych do jazdy konnej, polowania czy podróży. Dziewiętnastowieczne amazonki nosiły ustalony zestaw, który tworzyły: uszyty najczęściej z ciemnej/czarnej tkaniny kostium, rękawiczki, odpowiedni kapelusz, obuwie i szal. Ale wciąż żakietowi towarzyszyła spódnica. Spodnie dla kobiet w kulturze Zachodu były tematem łączącym się z moralnością, a zatem racjonalne argumenty przekonujące o praktyczności i racjonalności nie mogły się przebić przez długi czas. A jednak pod koniec XIX wieku, zwłaszcza we Francji, bardzo modne były właśnie spodnie umożliwiające jazdę rowerem (nazywane też bloomers od nazwiska Amelii Bloomer). To rzecz jasna dotyczyło głównie aktywnych kobiet, młodych metrykalnie lub duchem. Sytuację wykorzystywały również kobiety nie używające dwóch kółek, a jednak zakładające spodnie. By nie dochodziło na tym polu do podobnych nadużyć dbała policja wystawiająca mandaty. Dużo w tym zakresie zmieniła I wojna światowa, która okazała się, poza wszystkim, także katalizatorem zmian społecznych. Już garnitury nosiła w latach 30. XX wieku między innymi Marlene Dietrich. Zachowane w muzealnych kolekcjach ubiory pokazują bowiem, że śmiałych kobiet było o wiele więcej. Warto zwrócić uwagę chociażby na Millicent Rogers ubierającą się w słynnym domu mody Schiaparelli. Noszone przez nią garnitury znajdują się dziś w nowojorskim Metropolitan Museum. Dlatego mimo szczerych chęci, trudno uznać, że to Yves Saint Laurent ubrał kobiety w garnitury czy nawet smoking. Choć niewątpliwie on je spopularyzował. Trafił też ze swoimi propozycjami w idealny moment – koniec lat 60., kiedy wrzało nie tylko w modzie damskiej, a i w polityce. A jednak, co zdumiewające, dopiero w 2013 roku, oficjalnie uchylono francuski zapis prawny zakazujący kobietom noszenie spodni. Mimo, że Francuzki nie przestrzegały prawa, i przepis przez lata był martwy, to jednak ta zmiana była szeroko dyskutowana.

Kobiety coraz częściej pojawiają się w garniturach również na czerwonym dywanie, a nie tylko w biurze. Ewidentnie dodaje on noszącym go paniom siły, ale i ma świeżość, której zdaje się brak męskiej wersji garnituru. Oczywiście są wciąż projektanci, który garniturom starają się nadać niezwykle eleganckie (jak Tom Ford) czy ekstrawaganckie (Thom Brown) oblicze. Mamy również elegantów brylujących na Pitti Uomo czy tych przemykających pomiędzy budynkami w londyńskim City. Ale nie wydają się oni tak uosabiać współczesności, jak robią to kobiety ubrane w garnitur. Już nie męski garnitur, ale kobiecy.

Autor tekstu: Piotr Szaradowski

Fotografia pary młodej z Zaolzia, 1919 r., Archiwum PME

Projekt „Rzeczy kultowe” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu „Edukacja kulturalna” na lata 2018-20 oraz współfinansowano przez Samorząd Województwa Mazowieckiego.

Bibliografia:

Paola Antonelli, Michelle Millar Fisher, ITEMS: Is Fashion modern?, MoMA, Nowy Jork 2017
BERG Companion, Valerie Steele (red.), BERG 2010
Cally Blackman, 100 lat mody męskiej, Wydawnictwo Arkady 2015
Patricia A. Cunningham, Reforming Women’s Fashion, 1850-1920, Kent State University Press 2003
Krzysztof Łoszewski, Od spódnicy do spodni. Historia mody męskiej, Wydawnictwo BOSZ 2014
Lilianna Nalewajska, Moda męska w XIX i na początku XX wieku. Fashionable, dandys, elegant, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, 2010
Radosław Okulicz-Kozaryn, Mała Historia dandyzmu, Wydawnictwo Obserwator, Poznań 1995
Geoffrey Aquilina Ross, The Day of the Peacock, Style for men 1963-1973, V&A Publishing 2011
Sharon Sadako Takeda i inni, Reigning men. Fashion in menswear 1715-2015, LACMA, Los Angeles 2016
James Sherwood, The London Cut Savile Row. Bespoke Tailoring, Marsilio Fondazione Pitti Discovery 2007
Valerie Steele, Fifty years of fashion. New Look to now, Yale University Press, New Haven and London 1997

 

INTERNET:

Mark Dent, How the power suit lost its power, Dostęp 14.11.2019
Nick Romano, “How ‘Men In Black: International’ Puts a New Twist on the Classic Black Suit”, dostęp 14.11.2019
Fawnia Soo Hoo, “’Men in Black: International’ Features Aliens Dressed in Martin Margiela- and Dries Van Noten-Inspired Costumes”, dostęp 14.11.2019
Karolina Sulej: Czarny dandyzm, czyli dlaczego Django wygląda świetnie w koronkach, „Mała Kultura Współczesna”, 4/ 2013 dostęp 14.11.2019
Michał Zaczyński, Koniec garnituru, Polityka 35.2019 (3225) dostęp 14.11.2019