Technika folowania sukna, była zajęciem, na które było ogromne zapotrzebowanie na Podhalu. Materiał powstały w ten sposób służył do szycia cuch, portek, kapci góralskich, a więc ubioru powszechnie noszonego nawet po dziś dzień na tym terenie. W Polsce popularne były od XVI wieku folusze mechaniczne. Folusz to budynek, w którym odbywał się cały proces folowania sukna, wyposażony w wał do napędzania młotów i kadzi. Koło poruszane wodą wał, znajdowało się – co zrozumiałe – na zewnątrz budynku. Film „Folowanie sukna” zrealizowano przez muzealną ekipę w roku 1987 r. Piotra Szackiego i Krzysztofa Urbańskiego, co ciekawe jeszcze na taśmie 16 mm, mimo iż weszła już wtedy technika video.
Folowanie to proces polegający na wielogodzinnym spilśnianiu wełnianego materiału. Odbywał się w ten sposób, iż złożone sukno składano do kadzi, w której podgrzewano wodę z dodatkiem szarego mydła i kości (dla lepszego smarowania). Przy układaniu sukna trzeba było uważać, żeby nie zostać uderzonym jednym z czterech stęporów. Jednorazowo folowano ok. 14, 15 tzw. siąg, liczących po 16 metrów. Każda płachta płótna była oznaczana przez zleceniodawcę (inicjałami, nazwiskiem, nazwą wsi, numerem domu, znakiem, np. warkoczem), by łatwo było odebrać swoje sukno. Folowanie odbywało się przez cały rok, mniej więcej raz w miesiącu. Cały proces trwał od 16 godzin – na „miękkie” sukno, do 20 godzin – na sukno „twarde”. Niezbędna w tej technologii była bliskość wody, którą doprowadzano do folusza. Dlatego nie stały one w każdej wsi. Woda, poza odpowiednią konstrukcją maszyny i umiejętnością folusznika – była tu kluczowa. Ta brudna odprowadzana była także z folusza za pomocą rynien.
Folusz, którego dokumentacja fotograficzno-filmowa znajduje się w naszym muzealnym archiwum, pan Leopold Szwajnos przejął od swojego wujka Stanisława Kurkowskiego. Postawiono go w latach 50. XX w, a Pan Leopold zajmował się folowaniem jeszcze do połowy lat 90. XX w., ale nie pamięta dokładnie kiedy miało miejsce ostatnie folowanie. Od tego czasu zaczął pełnić funkcję przestrzeni obocznej, lamusa do którego przenosi się to, na co nie ma miejsca w domu: stare narzędzia, ubrania, ale także dziecięce zabawki. Pod tymi nawarstwieniami można jednak odkryć dawne elementy wyposażenia folusza: stępory, czyli młoty oraz kocioł… Zamontowane na zewnątrz koło wodne i rynienka zgniły… Pozostał też tylko jeden siąg niesfolowanej, wełnianej tkaniny zaznaczonej i nieodebranej przez właściciela.
Obecnie na Podhalu nie funkcjonuje już żaden folusz. Do szycia elementów strojów, które przecież w tym rejonie są wciąż szyte z sukna i noszone, oraz drobnej galanterii, przeznaczonej głównie dla turystów: kapci, toreb – używa się już tego fabrycznego.
„Folowanie sukna”, jak znaczna część muzealnych filmów jest nieudźwiękowiona. Pan Leopold Szwajnos na pokazie w Gminnym Ośrodku Kultury Regionalnej w Kościelisku w dniu 21 września, oglądał dokument po raz pierwszy. Poproszony o komentarz na bieżąco tego, co jest na obrazie – opowiadał o poszczególnych etapach pracy, która przez ok. 20 lat była jego „codziennością”. Pomagała mu w tym żona, przyglądały się – co widać na filmie, dzieci. Folowanie było wpisane pomiędzy inne zajęcia gospodarskie: uprawę ziemi czy dojenie krów. To ostatnie zostało utrwalone taśmie filmowej. Zapisanemu obrazowi dawnego świata nie towarzyszy jednak dźwięk. Pan Leopold pamięta nagrywanie przez muzealną ekipę plusków wody, stukania młotów i życia domowego – utrwalonych w tym jednym momencie: biegających dzieci, dojonego mleka uderzającego o wiadro… Gdyby te odgłosy mogły towarzyszyć filmowi – moglibyśmy uruchomić kolejny zmysł… Pan Szwajnos – jak powiedział – czeka na ten dźwięk w filmie. Ale i tak może czuć się dumny jako jedyny filmowy folusznik.
Jak uważa Jean Rouche Etnolog, kiedy ustawia kamerę, zaczyna zakłócać życie, które rejestruje. (Jean Rouch, za Jay Ruby, Mówić do, mówić o, mówić z albo mówić przy, [w:] Kwartalnik Filmowy Nr 47-48, 2004, s. 20). Ale to zakłócenie rutynowych czynności, wykonywanych przy kamerze, i niekiedy też inaczej niż „zawsze”, ma na celu utrwalenie wizji etnografa/etnologa/antropologa, który realizuje swoje naukowe założenia. Pełne odwzorowanie życia 1:1 na taśmie filmowej nie jest przecież możliwe. Pan Leopold pamięta, że kazano mu zdjąć fartuch, którego zawsze używał przy folowaniu, żeby zabezpieczyć się przed chlapiącą wodą. Według realizatorów fartuch ten miał źle wyglądać na ekranie. Rzeczywistość została ulepszona.
W innym filmie o folowaniu, „Diabelska maszyna” Agnieszki Jackiewicz z roku 2008, zrealizowanym na terenie Orawskiego Parku Etnograficznego w Zubrzycy Górnej, górale, inscenizujący dawny świat, występują w strojach ludowych. Zastosowana tu podwójna stylizacja prezentuje etnograficzno-artystyczną wizję. Film ten nie jest dokumentem, ale unaocznia proces folowania „lepiej”, niż stary muzealny film. Jest kolorowy i udźwiękowiony: możemy usłyszeć głosy i opowieści występujących ludzi oraz muzykę.
Ale wartość muzealnego filmu, mimo pewnych etnograficznych ingerencji, polega na jego autentyzmie: autentycznym foluszniku panu Leopoldzie Szwajnosie i jego rodzinie, autentycznym momencie folowania, autentycznym miejscu – przepięknie położonym w Dzianiszu nad dzianiskim potokiem. Warto wspomnieć, że urokliwy Dzianisz przez lata był też miejscem wakacyjnych wypadów Piotra Szackiego…
Współpraca: Joanna Bartuszek. Fotografie: Piotr Tołwiński.
Projekt „Muzeum w terenie. Etnograficzne reminiscencje filmowe.” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury i budżetu Samorządu Województwa Mazowieckiego.